Każdy, kto choć jeden raz w życiu przeżywał bolesną stratę kogoś i żałobę po tej osobie, wie że stany depresyjne potrzebują zrozumienia. "Słowa pocieszenia" w rodzaju "weź się w garść", "musisz", "trzeba", "powinieneś" czy "chorujesz, bo masz czas, więc zajmij, ty się lepiej ciężką pracą fizyczną, to ci przejdzie" są nie dość, że nieskuteczne to jeszcze brzmią bez taktu i bez głębszego sensu. Bezskuteczne jest także słowo: "nie", które podświadomość eliminuje. Mówienie komuś dystymicznemu "nie martw się" albo "nie smuć się" potęguje tylko wewnętrzny niepokój; zatrzymuje na nieprzyjemnych doznaniach świata wewnętrznego (o czerwonym krasnalu myślisz ciągle, gdy tylko ktoś powie, ci byś o nim nie myślał - to, z czym walczysz, nawet tylko i aż w myślach, zawsze urasta do mega problemu). Depresja potrzebuje świadomej drogi przez siebie. Zamartwianie się, by można było cokolwiek terapeutycznego z nim zrobić, musi zostać usłyszane, zauważone, zrozumiane. A spory problem leży np. w atakowaniu głowy czarnymi myślami nocą. Ruminacje czyli wszelkie natrętne myśli osaczające system nerwowy atakują w porze snu, kiedy mózg, co do zasady funkcjonuje gorzej; zniekształca. Dzień to czas aktywności i relaksu (święte jest dawanie sobie prawa do odpoczynku) a noc służy resetowi psyche&soma.
Świat jednak pędzi do przodu gubiąc po drodze buty zdrowego rozsądku, prawa do odpoczynku i wypoczynku. Już w latach 60' i 70', kiedy powstawała Uważność (teraz ruch Mindfulness) uczono ludzi wpływać na swoją fizjologię poprzez relaksowanie się, zanim wyklują się w ich głowach długoterminowe zmartwienia. Bardzo wiele do zaproponowania osobom borykającym się z depresją ma psychologia behawioralno-poznawcza, która nastawia na: działanie, przeformułowywanie trudnych treści, odkrywanie w sobie dobrych stron, afirmowanie zalet, uczenie się trudnej sztuki akceptacji siebie. Abraham Maslow - współtwórca psychologii humanistycznej, dał też pewien przepis na szczęście w postaci ideału osoby samorealizującej się. W jego koncepcji taki człowiek akceptuje samego siebie bardziej niż robią to przeciętni ludzie. Taka aprobata i akceptacja swej głębszej istoty umożliwia odważną percepcję natury świata i sprawia, że zachowanie staje się bardziej spontaniczne (mniej kontrolowane i zahamowane, mniej zaplanowane, mniej "chciane" i zamierzone). Taki ktoś mniej obawia się własnych myśli, nawet tych "zbzikowanych", samokrytyki lub potępienia. U Jacoba Moreno spontaniczność wyzwala kreatywność w człowieku, dzięki czemu staje się on bardziej twórczy, odważny; jest w kontakcie ze sobą i swoim ciałem. Kiedy mniej się człowiek boi wyśmiania lub potępienia, innymi słowy tłumaczył Maslow, może sobie pozwolić na większą Morenowską ekspresję potencjału: na poddanie się jakiejś aktualnej emocji, skonfrontowanie z nią i przyzwolenie wewnętrzne na pełnię samego siebie.
Na wiele zdarzeń w świecie nie mamy wpływu. Jesteśmy nieustannie konfrontowani ze zdarzeniami, na jakie nie da się przygotować np. ze śmiercią bliskich, naszych autorytetów czy ukochanych idoli. Straty moralno-fizyczne to najmocniejsze z doznawanych. Im starsi jesteśmy, tym gorzej je znosimy. "Naskórek nosorożca" to mit lansowany w marketingowym wyścigu szczurów, dzięki któremu możemy zrobić wrażenie np. na pracodawcy, który szuka pracownika-twardziela; pracownika do zadań specjalnych umiejętnie korzystającego z kawałka psychopatycznego czy ładniej określanego dyssocjalnego, jaki każdy, gdzieś w sobie nosi.
Edith Lecourt pisze: "Istoty żywe są "brzęczące", swoim brzęczeniem zajmują dźwiękową przestrzeń. Tylko śmierć może położyć kres tej witalnej ciągłości dźwięku". Nawiązuje to do bycia melodią swojego istnienia i znaczenia muzykoterapii w leczeniu depresji. Muzyka jako że działa wszechstronnie na sferę emocjonalną, sensoryczną czy intelektualną o czym pisze E.Galińska (1973) jest świetną formą relaksacji i częścią artoterapii w ogóle. "Muzyka wpływa "psychotropowo" - uspokaja, usypia, rozluźnia, pobudza, aktywizuje, mobilizuje, działa antydepresyjnie, porządkująco i katartycznie". Muzyka skutecznie rozluźnia napięcie mięśniowe, wyzwala do osiągnięcia stanu odprężenia, uspokojenia, usunięcia presji - obniżenia wzrostu pobudzenia psychoruchowego, napięcia, napływu skojarzeń i myśli (w epizodach manii spokojna muzyka klasyczna może balansować nastrój , a w epizodach depresji nastrój podnosi brazylijski jazz np. Stan Getz). Wpływ muzyki na modulowanie nastroju to odblokowanie uczuć, aktywizacja i ułatwianie ekspresji emocjonalnej (krokiem naprzód jest nazywanie swoich emocji, dawanie sobie prawa do tzw. brzydkich emocji jak irytacja, złość, gniew, kontakt z własną agresją, wkurzeniem i dawanie im upustu w granicach nieuwłaczających drugiemu człowiekowi).
"Każda jednostka ma swoje własne brzęczenie, które stanowi część dźwiękowych cech jej tożsamości i może być szczegółowo określone przez jej bliskich: powłóczy nogami, trzaska drzwiami, ma jakiś dźwięczny tik, przemyka bezszelestnie, zaciska gardło, głośno oddycha lub przeżywa" (Edith Lecourt za: E.Galińska).
Nie da się nie zachowywać, nie doświadczać, parafrazując Lecourt "nie brzęczeć". Muzyka może wychodzić naprzeciw potrzebie wydostania się ze stanu lęku, smutku czy zmartwienia. Należy szukać własnych otuleń muzycznych (traktować muzykę trochę jak narzędzie pomocowe typu kocyk z książką). Dźwięk potrafi pokonać wszystkie nasze granice np. krzyk a uszy niestety przyjmują wszystko. Muzyka, którą sami sobie wybieramy stwarza nasz intymny mały świat, w którym pozwalamy by konkretny rodzaj w nas wnikał, przenikał, stanowił jakąś ochronę przed włamaniem się do niego. Dzięki muzyce nabywamy zdolności samouspokojenia się i doenergetyzowania, w chwilach spadku nastroju. Winnicott rozwija pojęcie "zdolności do bycia samemu", którą człowiek nabywa w podobny sposób, a która to chroni przed ogromem bodźców ze świata zewnętrznego. Mamy prawo do własnej interpretacji utworów. Świetnie jest różnić się, poznawać polisemię - wielość interpretacji w grupie słuchaczy i wyrabiać w sobie przyzwolenie wewnętrzne na różnice; różne racje.
Korzystałam z:
"Muzykoterapia grupowa w psychiatrii" E.Galińska (1973) Sekcja Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego