Diagnoza Psychoterapia Rozwój

niedziela, 30 listopada 2014

Muzyka jako źródło pociechy w walce ze stratą, rozstaniem i żałobą



Każdy, kto choć jeden raz w życiu przeżywał bolesną stratę kogoś i żałobę po tej osobie, wie że stany depresyjne potrzebują zrozumienia. "Słowa pocieszenia" w rodzaju "weź się w garść", "musisz", "trzeba", "powinieneś" czy "chorujesz, bo masz czas, więc zajmij, ty się lepiej ciężką pracą fizyczną, to ci przejdzie" są nie dość, że nieskuteczne to jeszcze brzmią bez taktu i bez głębszego sensu. Bezskuteczne jest także słowo: "nie", które podświadomość eliminuje. Mówienie komuś dystymicznemu "nie martw się" albo "nie smuć się" potęguje tylko wewnętrzny niepokój; zatrzymuje na nieprzyjemnych doznaniach świata wewnętrznego (o czerwonym krasnalu myślisz ciągle, gdy tylko ktoś powie, ci byś o nim nie myślał - to, z czym walczysz, nawet tylko i aż w myślach, zawsze urasta do mega problemu). Depresja potrzebuje świadomej drogi przez siebie. Zamartwianie się, by można było cokolwiek terapeutycznego z nim zrobić, musi zostać usłyszane, zauważone, zrozumiane. A spory problem leży np. w atakowaniu głowy czarnymi myślami nocą. Ruminacje czyli wszelkie natrętne myśli osaczające system nerwowy atakują w porze snu, kiedy mózg, co do zasady funkcjonuje gorzej; zniekształca. Dzień to czas aktywności i relaksu (święte jest dawanie sobie prawa do odpoczynku) a noc służy resetowi psyche&soma.

Świat jednak pędzi do przodu gubiąc po drodze buty zdrowego rozsądku, prawa do odpoczynku i wypoczynku. Już w latach 60' i 70',  kiedy powstawała Uważność (teraz ruch Mindfulness) uczono ludzi wpływać na swoją fizjologię poprzez relaksowanie się, zanim wyklują się w ich głowach długoterminowe zmartwienia. Bardzo wiele do zaproponowania osobom borykającym się z depresją ma psychologia behawioralno-poznawcza, która nastawia na: działanie, przeformułowywanie trudnych treści, odkrywanie w sobie dobrych stron, afirmowanie zalet, uczenie się trudnej sztuki akceptacji siebie. Abraham Maslow - współtwórca psychologii humanistycznej, dał też pewien przepis na szczęście w postaci ideału osoby samorealizującej się. W jego koncepcji taki człowiek akceptuje samego siebie bardziej niż robią to przeciętni ludzie. Taka aprobata i akceptacja swej głębszej istoty umożliwia odważną percepcję natury świata i sprawia, że zachowanie staje się bardziej spontaniczne (mniej kontrolowane i zahamowane, mniej zaplanowane, mniej "chciane" i zamierzone). Taki ktoś mniej obawia się własnych myśli, nawet tych "zbzikowanych", samokrytyki lub potępienia. U Jacoba Moreno spontaniczność wyzwala kreatywność w człowieku, dzięki czemu staje się on bardziej twórczy, odważny; jest w kontakcie ze sobą i swoim ciałem. Kiedy mniej się człowiek boi wyśmiania lub potępienia, innymi słowy tłumaczył Maslow, może sobie pozwolić na większą Morenowską ekspresję potencjału: na poddanie się jakiejś aktualnej emocji, skonfrontowanie z nią i przyzwolenie wewnętrzne na pełnię samego siebie.

Na wiele zdarzeń w świecie nie mamy wpływu. Jesteśmy nieustannie konfrontowani ze zdarzeniami, na jakie nie da się przygotować np. ze śmiercią bliskich, naszych autorytetów czy ukochanych idoli. Straty moralno-fizyczne to najmocniejsze z doznawanych. Im starsi jesteśmy, tym gorzej je znosimy. "Naskórek nosorożca" to mit lansowany w marketingowym wyścigu szczurów, dzięki któremu możemy zrobić wrażenie np. na pracodawcy, który szuka pracownika-twardziela; pracownika do zadań specjalnych umiejętnie korzystającego z kawałka psychopatycznego czy ładniej określanego dyssocjalnego, jaki każdy, gdzieś w sobie nosi.

Edith Lecourt pisze: "Istoty żywe są "brzęczące", swoim brzęczeniem zajmują dźwiękową przestrzeń. Tylko śmierć może położyć kres tej witalnej ciągłości dźwięku". Nawiązuje to do bycia melodią swojego istnienia i znaczenia muzykoterapii w leczeniu depresji. Muzyka jako że działa wszechstronnie na sferę emocjonalną, sensoryczną czy intelektualną o czym pisze E.Galińska (1973) jest świetną formą relaksacji i częścią artoterapii w ogóle. "Muzyka wpływa "psychotropowo" - uspokaja, usypia, rozluźnia, pobudza, aktywizuje, mobilizuje, działa antydepresyjnie, porządkująco i katartycznie". Muzyka skutecznie rozluźnia napięcie mięśniowe, wyzwala do osiągnięcia stanu odprężenia, uspokojenia, usunięcia presji - obniżenia wzrostu pobudzenia psychoruchowego, napięcia, napływu skojarzeń i myśli (w epizodach manii spokojna muzyka klasyczna może balansować nastrój , a w epizodach depresji nastrój podnosi brazylijski jazz np. Stan Getz). Wpływ muzyki na modulowanie nastroju to odblokowanie uczuć, aktywizacja i ułatwianie ekspresji emocjonalnej (krokiem naprzód jest nazywanie swoich emocji, dawanie sobie prawa do tzw. brzydkich emocji jak irytacja, złość, gniew, kontakt z własną agresją, wkurzeniem i dawanie im upustu w granicach nieuwłaczających drugiemu człowiekowi).

"Każda jednostka ma swoje własne brzęczenie, które stanowi część dźwiękowych cech jej tożsamości i może być szczegółowo określone przez jej bliskich: powłóczy nogami, trzaska drzwiami, ma jakiś dźwięczny tik, przemyka bezszelestnie, zaciska gardło, głośno oddycha lub przeżywa" (Edith Lecourt za: E.Galińska).

Nie da się nie zachowywać, nie doświadczać, parafrazując Lecourt "nie brzęczeć". Muzyka może wychodzić naprzeciw potrzebie wydostania się ze stanu lęku, smutku czy zmartwienia. Należy szukać własnych otuleń muzycznych (traktować muzykę trochę jak narzędzie pomocowe typu kocyk z książką). Dźwięk potrafi pokonać wszystkie nasze granice np. krzyk a uszy niestety przyjmują wszystko. Muzyka, którą sami sobie wybieramy stwarza nasz intymny mały świat, w którym pozwalamy by konkretny rodzaj w nas wnikał, przenikał, stanowił jakąś ochronę przed włamaniem się do niego. Dzięki muzyce nabywamy zdolności samouspokojenia się i doenergetyzowania, w chwilach spadku nastroju. Winnicott rozwija pojęcie "zdolności do bycia samemu", którą człowiek nabywa w podobny sposób, a która to chroni przed ogromem bodźców ze świata zewnętrznego. Mamy prawo do własnej interpretacji utworów. Świetnie jest różnić się, poznawać polisemię - wielość interpretacji w grupie słuchaczy i wyrabiać w sobie przyzwolenie wewnętrzne na różnice; różne racje.


Korzystałam z:
"Muzykoterapia grupowa w psychiatrii" E.Galińska (1973) Sekcja Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego


niedziela, 23 listopada 2014

Sztuka życia wśród innych. Inni? Dlaczego, tak trudno nam zrozumieć i stosować reguły świata społecznego?

Człowiek jako istota ludzka czyli ktoś z własną indywidualnością, świadomy tożsamości i historią przekazywaną z pokolenia na pokolenie ma spore szanse uwięzić się w pułapce czy wręcz kajdanach braku reagowania, zamrożenia kiedy trzeba już natychmiast ratować, ugrzęznąć w ramionach Znieczulicy Społecznej.

Czym lub kim bywa ta Znieczulica? Co to takiego w naszym Cieniu? Bo tak właśnie należy ją chwytać. Doszukiwać się w sobie, przepracowywać by nie ugrzęznąć w braku odzewu, gdy kogoś lub zwierzę biją, krzywdzą lub dręczą na naszych oczach. Wybaczcie mocne obrazy, ale potrzeba wstrząsu i otrzeźwienia godzi zawsze najmocniej w potrzebę dobroduszności; materię tkanki społecznej.

Stygmatyzacja to naznaczanie, tworzenie umorusańców społecznych z ludzi nadwrażliwych z przyczyn torów życiowych, okrutnej i bezwzględnej Zeitgeist.

Tak, pokrótce wygląda psychologia społeczna, w ujęciu fenomenologa, - psychologia opadniętych rąk wobec przemocy. Przemocy realnej. Tej werbalnej od której o krok już od fizycznej. Konkretnej, dziejącej się każdego dnia na naszych oczach. A teraz przejdę do spojrzenia na to od strony neurofilozofa. Agresja i empatia to blisko siebie położone szlaki neuronalne w mózgu. Od samoświadomości, poczucia własnej skuteczności i akceptacji zależy nasze przestawienie się na zdrowe myślenie o sobie wśród innych. W mózgu ośrodek agresji leży nieopodal wyzwalacza zachowań seksualnych. Granice naszych zachowan są bardzo zacieralne, łatwo przekraczalne. To, co powinno pozostać w sferze fantazji, flirtu, pikantnej konwersacji łatwo przeradza się przez tzw. mózg gadzi w straszną rzeczywistość. Ostry nóż do krojenia pieczywa w silnym afekcie więźnia swych emocji może stać się narzędziem zbrodni. U NORMALNYCH LUDZI. Ludzi takich jak my.

Każdy z nas (każdy jeden z osobna bez względu na język czy rasę) przez współistnienie obok siebie różnorodnych kultur, religii i tradycji już u zarania swego człowieczeństwa - od dziecka właściwie czuje się jakiś Inny, dziwny, nie taki jak reszta tzw. normalnych.
Czym jest ta wyśniona realność? Jeśli uwielbiasz pływać możesz skoczyć na główkę w niewłaściwym miejscu i reszta życia to mocowanie się z bezwładnością nóg i sprawdzaniem ile człowieka jest w człowieku. O nieszczęśliwy wypadek łatwo. Dzisiejszy stres, przepracowanie, wymęczenie i wypalenie, słabe warunki płacowe albo dobrobyt i pustka w sobie to tylko niektóre z czynników zwiększających prawdopodobieństwo wypadków śmiertelnych. Przychodzi nam się często mierzyć z życiem po stracie, przeżywaniem żałoby czy osamotnieniem. Na które nie ma jednej jedynej recepty. Miejsce w różnych mądrych grupach - dla nas z pasji lub zawodu pozwala brać i czerpać od każdej z osób jakąś receptę czy formę remedium na ból, cierpienie czy trudności.

Uspołeczniajmy się pomimo drżących nóg, suchości w gardle czy niepewnego tembru głosu! Bądźmy swymi dobrymi opiekunami i pozytywnymi krytykami (beczka miodu i łyżka dziegciu, a nie na odwrót zwłaszcza, gdy ktoś podatny jest na dystymię czy depresję).

Obawiam się zrobić masażu serca, ale przystanę uchwycę za rękę czy choć uspokoję zmęczonego ratownika medycznego. Każdy z nas coś wnosi w świat społeczny. Nie da się nie zachowywać. Nie da się nie oddziaływać na wszechświat i we wszechświecie. Czytajmy swoje najpilniejsze potrzeby tlenu, gdy tracimy oddech. Kosztujmy świat z rozsmakowaniem, ale i zdrowym rozsądkiem i czujnością na drugie istnienie.


niedziela, 16 listopada 2014

"Bądź swą własną inspiracją, swym własnym autorem, swym własnym aktorem, swym własnym terapeutą i wreszcie swym własnym Stwórcą (Jacob Levy Moreno)".

Jedną z dobrych, działających form pomocy dla siebie w bezpiecznym zajrzeniu do swojego wnętrza, zaleczeniu ran i traum, przywróceniu rzeczy na właściwe miejsce czyli powrót poczucia wstydu do pastwiących się a do siebie poczucia własnej wartości jest metoda psychodramy. Jednak to nie to tylko terapia naprawcza, to też możliwość przenoszenia w lepsze wersje siebie, dotarcie do umocowań emocjonalnych w sobie i lepszej kompetencji fajnie sprawdzająca się w psychologii pozytywnej, behawioralno-poznawczej czy psychologii biznesu. Praca w niej różni się od stereotypowego myślenia o siedzącym wręcz statycznym spotkaniu naprzeciw siebie z tykającym zegarem u boku. Zresztą złość na gabinetowe leczenie Freuda, a raczej redukowanie wszystkich potencjałów człowieka do chłodnej analizy było głównym powodem wyjścia lekarza społecznika Jacoba Moreno na ulicę; do ludzi; tworzenia teatru eksperymentalnego.W jego zamyśle to dobrowolne spotkanie na najbardziej intensywnym poziomie komunikacji z możliwych. Są tu, od momentu kiedy człowiek poczuje i wyrazi własną gotowość do pracy, obecne takie wymiary twórcy metody jak: dogłębność i wielowymiarowość, zgoda na całe spektrum doświadczeń i emocji z miłością i nienawiścią włącznie, otwieranie się na siebie, stanie twarzą w twarz a raczej mierzenie się ze swoim życiem za bary w bezpiecznych warunkach sceny, na której wydarza się wiele dobrego dla protagonisty.

Język, jaki tu przytaczam ma jedną najmocniejszą zaletę: otwiera przed człowiekiem wszechświat - jedno z ulubionych pojęć Jacoba Moreno (ur. w 1889) możliwości, obszarów własnej kreatywności, którą może wyzwolić cudowna spontaniczność. Walczył z konserwą kultury, w której liczy się gotowy, ukończony produkt: dobry, gotowy artykuł lub przebój muzyczny. Stawiał na przyglądanie się i bycie w samej "drodze do"; pozwalanie sobie na trochę dziecięce zanurzanie się w wymyślaniu, tworzeniu różnych wersji i wariacji w radości płynącej z własnej kreatywności wyzwolonej spontanicznością.

Taka jest też psychodrama, w której chodzi właśnie o to tworzenie de novo. Na początku prawie z niczego. Z potrzeby pracy i ledwie wyłaniającego się jej tematu w magiczny sposób pokonując: własne lęki przed odsłonięciem się, wyjściem na "kogoś nienormalnego" a przecież społecznie każdy stara się prezentować normalność, obawę przed zranieniem czy pustką w głowie, kiedy stanie się na środku sceny z własnego życia. Dopiero pokonanie oporu, daje prawdziwy rozwój. Zmierzenie się z własną historią pozostawia człowieka z dobrym poczuciem satysfakcji. Spontaniczność w myśl jego teorii wiąże się jako katalizator z the warming-up process. Co to takiego? Dziejący się akt twórczy towarzyszy człowiekowi w pracy psychodramatycznej. To odczuwany jako rosnące pobudzenie o różnych stopniach intensywności, przygotowania organizmu na niespodziewane zdarzenie, emocje, szybsze bicie serca, przyspieszony oddech, poczucie rozgrzewki do przedarcia się do ukrytego, naprawczego wymiaru rzeczywistości poszerzonej, zwłaszcza, gdy jest to pierwsze takie doświadczenie.

Psychodrama jako metoda jest dzieckiem swego czasu. Stworzona jako dzieło wciąż tworzące się, koniec końców cały czas powstają i będą powstawać nowe prace na scenie w opozycji do Z.Freuda, ale i pod wpływem Antonina Artuada i Wielkiej Reformy w teatrze - kierunku, który obnażał człowieka z konwencji, pozy i kłamstwa.

Co dla siebie można w całej magicznie otwierającej na nieznanie przygodzie rozwojowej znaleźć? Czego doznać, doświadczyć, poczuć? Co jest dane w odpowiedzi na nazwaną potrzebę? Ukojenie, w powrocie do sytuacji z życia, kiedy było ono bezwględnie potrzebne, przytulenie, kiedy zostało się opuszczonym czy wypowiedzenie mocnych i ważnych słów do osoby z którą nie zdążyło się tego zrobić. Na scenie wszystko poza przemocą fizyczną jest możliwe. Nie ma ograniczników. Mówisz, czego potrzebujesz i odkrywasz nowego siebie.



wtorek, 4 listopada 2014

Wybieram dla siebie szczęście

Freud zabierając swoich pacjentów na wakacje ze sobą dość mocno pokazywał, że lubi to co robi i w jakiś sposób jest szczęśliwy?
Większość z tego, co i jak nam się przydarza w życiu zależy od naszego nastawienia. Jeśli rano mówimy sobie: "spróbuję dziś mieć naprawdę fajny dzień" będziemy szukać sprzyjających chwil, pozytywniej doświadczać trudności: od machnięcia ręką na tramwaj, który uciekł po próbę rozchmurzenia nie-za-przyjemnej pani w urzędzie.

Szczęście to ulotna (to właśnie ta cecha podwaja przyjemność krótkich momentów "tu i teraz", w których się pojawia) emocja w umyśle.Co się dzieje z nami na poziomie mózgu? W krótkim czasie stuprocentowej radości pomieszanej z euforią synapsy jąder szwu (pień mózgu) uwalniają serotoninę, a jądra półleżącego (układ nagrody) - dopaminę.Taki koktajl substancji rozbawienia i zadowolenia sprzyja pozytywnemu myśleniu, radości z samego istnienia i doświadczania.

Łatwiej drogą, wyuczonych przez trudy życia, ścieżek negatywnych emocji zasępiać się, martwić, snuć czarne scenariusze. Jedyną szansą na poprawę jakości przeżywania przez nas siebie i świata jest wytrwałe ćwiczenie uaktywniania emocji pozytywnych.

Czy istnieją ludzie przeżywający permanentną radość? Zdrowi ludzie przeżywają wzloty i upadki, doświadczają gorszych nastrojów by potem rozsmakowywać się w lepszych. Długotrwałe doświadczanie euforii wyczerpuje organizm prowadząc do zaburzenia zwanego manią. Długo odczuwane szczęście może zatem wyniszczać tak, jak obniżony nastrój i samoocena w depresji. Cieszmy się, więc cieszeniem krótko, ale treściwie.

W podchodzeniu do szczęścia warto naśladować dzieci. Kiedy zanurzają się w zabawie, zapominają o całym świecie. Koncentrują całą uwagę na przyjemności bycia wśród innych, z innymi. Na poznawaniu się podczas wcielania się w role dorosłych, na bawieniu się po swojemu lalkami i autkami i oglądaniu bajek. Kluczem odżywczego odczuwania tej emocji jest uwolnienie dziecka w sobie. Najlepiej zresztą uczymy się w życiu poprzez zabawę.

Za słowami idzie energia. Warto zwracać uwagę na to jak mówimy do siebie i innych; jaką energię przekazujemy i jak poprzez to kształtujemy nasze relacje z innymi. Już samo słowo: szczęście niesie pozytwną konotację i daje szansę na dobry nastrój i przyjemne samopoczucie.